Następnie pojechaliśmy zagrać koncert w Tartu na zaproszenie Ani, koleżanki Polki, która tam mieszkała.
Pojechaliśmy i zagraliśmy. Bardzo fajny wyjazd. Koncert to tylko może jakieś 10% całego zamieszania a reszta to głównie... imprezowanie. Wypiliśmy tyle browarów w tym klubie, że później nie można się było doliczyć ile to było ;)
Na wyjeździe był z nami niejaki Wujcio - zmiennik dla kierowcy, Wujcio ani razu nie prowadził bo cały czas pił z nami browary i było super. Dobrze, że nie prowadził bo wtedy nie rozkręciłby nas tak. Niezły z niego wodzirej.
Po koncercie spaliśmy chyba u Ani, już nie pamiętam. W każdym razie Ania właśnie przeprowadzała się z powrotem do Polski i z nami samochodem wróciła.
Fotki z koncertu w Tartu: